czwartek, 7 stycznia 2016

Wyznania człowieka wypalonego

Halo. Tak to ja. Dawno się nie widzieliśmy. 
Muszę Ci coś powiedzieć.
Pewnie zastanawiasz się dlaczego tak długo nic tu się nie działo, a po mnie zaginął słuch. A może masz to kompletnie gdzieś? Nie zdziwiłabym się. Tak czy siak, poczuwam się do odpowiedzialności za to miejsce i chciałabym wyjaśnić parę spraw:





Po pierwsze - jestem osobą o słomianym zapale, czasem chorującą na chroniczne lenistwo. Nie potrafię wyrobić w  sobie systematyczności i samodyscypliny. A ponoć są to dwie najważniejsze cechy, dzięki którym osiąga się sukces. No więc - ja nie jestem człowiekiem sukcesu. Jestem człowiekiem spania 9 godzin, jedzenia więcej niż mogę, bezstresowej pracy i dobrej książki w miękkim fotelu. I dobrze mi z tym.

Po drugie - nigdy nie byłam w Japonii, a piszę o tym kraju blog. Żałosne co? Co prawda napisałam licencjat i magisterkę o japońskiej kinematografii, organizowałam japonistyczne konferencje naukowe, byłam wolnym słuchaczem japonistyki, jeździłam na zloty Gasshuku, przez wiele lat uczyłam się języka. I co? I nic. Wypaliłam się. Czuję się jak jakiś przegrany frajer. Poświęciłam temu tyle czasu i pracy. Nagle coś pękło jak mydlana bańka - puff. Wszystko rozpłynęło się w powietrzu... . Jeżeli ciężko Ci sobie wyobrazić to jak się czuję, bardzo ładnie wyraża to tekst piosenki "The Cranberries" Empty, a leci to tak: All my plans fell through my hands, they fell through my hands on me. All my dreams it suddenly seems, it suddenly seems, empty... .

Po trzecie - jest to chyba najbardziej żałosny punkt moich mglistych tłumaczeń. Ale prawda jest taka, że po tylu latach odkryłam, że Japonia to nie wszystko. Że gdzieś tam, a może gdzieś tu, tak blisko, kryje się wielki, arcyciekawy świat, pełen ludzi i historii, które chciałabym poznać. Świat jest ogromny i nie jest tylko Japonią. Ani nawet Koreą Południową. Ani nawet całą Azją. Może to głupie, ale przedtem tak tego nie postrzegałam. Cała reszta wydawała mi się mniej ciekawa, mniej egzotyczna i tajemnicza. Po uszy siedziałam tylko i wyłącznie w książkach, filmach, animacjach, newsach, programach tv, popkulturze, modzie, która wywodzi się z Japonii, a potem (na skutek panujących trendów) Korei Południowej. Dziś wydaje mi się, że życie jest za krótkie, a świat jest za duży. A może po prostu się uodporniłam i jestem mniej podatna na egzotykę i trendy? Przecież jak bardziej cool jest interesowanie się Japonią niż Mołdawią czy... Polską? 

Po czwarte - czuję się rozdarta. Byłam na festiwalu filmów azjatyckich - Pięć Smaków i czułam się na nim jak w domu. Nałogowo obżeram się sushi i makaronem sojowym. Gdy słyszę język japoński na mej twarzy zakwita uśmiech, a w sercu czuję ciepełko. Gdy mijam wystawy sklepowe z maneki neko i tandetnymi gadżetami z Azji łezka kręci mi się w oku. Czuję namacalną tęsknotę. A jednak, gdy Pan Piotr proponuje mi film z Kraju Kwitnącej Wiśni uciekam z krzykiem. Gdy patrzę na swoje zeszyty i podręczniki do japońskiego zbiera mi się na wymioty. Gdy w pobliżu widzę Japończyków chowam się za winklem. Już nie mogę. Nie mam siły. I wiem, że jest bardzo dużo takich osób jak ja. W szczególności japonistów. Którzy po prostu mają już dosyć. I wcale nie chcą już być japonistami tylko florystami albo weterynarzami albo designerami. I trzymam za nich kciuki, żeby ich marzenia się spełniły.



[Lament]: Gdzie jesteś Japonio? Cóż się z nami stało? Kiedyś tak bardzo Cię kochałam, a teraz ledwo się znamy... Mówimy sobie "cześć" na ulicy i tyle. Kiedyś tak wiele nas łączyło.... . 



Pasja potrafi być jak kochanek, mąż, przyjaciel. I czasami po wielu latach przebywania ze sobą może się okazać, że nie jesteśmy w stanie już na siebie patrzeć. Ja nie mogę już patrzeć na estetykę "kawaii", nie mogę potrzeć na pokemony ani na piszczące lolitki, ani na programy z cyklu "Szulim w Tokio" czy "Japoński wachlarz" - to nie jest Japonia. Nigdy za tym nie przepadałam, ale w ostatnich latach wyjątkowo działa mi to na nerwy. Początkowo myślałam, że to będzie tylko taka przerwa. Że przecież po tylu latach nie można tego wszystkiego przekreślić. Ale czy ktoś tu mówi o przekreślaniu? To przecież tak nie działa. To zawsze będzie ogromna część mnie, która ukształtowała mnie taką jaką jestem dzisiaj. Jestem za to ogromnie wdzięczna. Ale przede wszystkim jestem wdzięczna za dar przyjaźni. Tej prawdziwej, dzięki której czujesz, że nie jesteś sam i możesz już odetchnąć i być całkowicie sobą, z całą swoją głupowatością i dziwactwami. Jest to skarb największy i gdyby nie moja pasja, nigdy bym nie poznała jak to jest. Wiem, że wiele osób przeżywa całe swoje życie nie wiedząc jak to jest. Dlatego dziękuję za to, że mi się udało. Jestem ogromną szczęściarą.



Czy to się tak skończy? Na pewno nie. Ten blog umarł śmiercią naturalną. Bardzo możliwe, że odrodzi się niczym feniks z popiołów. To jeszcze nie koniec. Do zobaczenia!

3 komentarze:

  1. Trochę szkoda, bo czytałam Twoje recenzje, bo aż tak na bieżąco z kinem japońskim nie jestem.

    Poza tym nie trzeba być w Japonii, żeby o niej pisać - uważam, że ci blogerzy lub blogerki, raczej żałosnymi należałoby nazwać tych, którzy się wywyższają faktem, że byli/będą/są w Japonii i nie omieszkują publicznie ośmieszać osoby, które po prostu piszą to co czują i myślą. A to niestety w tej społeczności jest tak nagminne, że aż przestałam się zupełnie w to angażować i śledzić. Bardzo mnie to smuci, bo żadna pasja nie jest "bardziej mojsza, niż twojsza".

    Myślę też, że nie warto się poddawać. Każdy bloger przeżywa to samo, poza tymi, którzy "tym żyją" ;-)

    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uważam, że raczej żałosnymi należałoby nazwać tych blogerów i blogerki *
      :-) za szybko kliknęłam opublikuj

      Usuń
    2. Dziękuję za słowa wsparcia i otuchy! :) Myślę, że muszę wymyślić formułę tego bloga od początku, tak żeby się na nowo wkręcić, a nie zmuszać do wpisów, ale czerpać z tego przyjemność. Bardzo mi miło, że czytałaś moje recenzje, to dla mnie duży komplement. Dziękuję!

      Usuń